Hamowani przez innych? Nigdy! – cz. I Dlaczego nasi bliscy zniechęcają nas, zamiast motywować?
„Ich działanie hamowane jest przez wewnętrzne rozkazy ze strony Ja-strażnika: <Będziesz wyglądał śmiesznie, ludzie będą się z ciebie śmiać; to nie jest miejsce na robienie takich rzeczy; nie wolno ci pozwolić sobie na bycie spontanicznym; nie podnoś ręki, nie zgłaszaj się na ochotnika, nie tańcz, nie śpiewaj, nie rzucaj się w oczy; będziesz bezpieczny tylko wtedy, kiedy nie będzie cię widać ani słychać>. I wewnętrzny więzień decyduje się nie podejmować ryzyka korzystania z niebezpiecznej wolności, jaką niesie ze sobą spontaniczność. Potulnie podporządkowuje się”.
Philip G. Zimbardo, Nieśmiałość
Słowa te odnoszą się (jak wskazuje tytuł publikacji) do osób nieśmiałych, które muszą zmagać się z wewnętrznym problemem, zatrzymującym ich przed działaniem. I chociaż profesor Zimbardo (znany przede wszystkim ze słynnego eksperymentu więziennego, który wywołał tzw. efekt Lucyfera) niewątpliwie miał rację, opisując ten problem w taki sposób, chciałbym użyć tych słów również wobec osób bardziej śmiałych, które nie miałby takiego kłopotu z ruszeniem do akcji, gdyby nie głosy płynące z zewnątrz – najbliższego otoczenia lub ogólnie środowiska.
Z pewnością także wy wielokrotnie doświadczyliście zniechęcania ze strony innych ludzi. Co ciekawe, niezwykle często są to osoby nam najbliższe. Jako ludzie dorośli możemy zmienić otoczenie – znajomych, przyjaciół – na obdarowujące nas wsparciem. Zanim jednak to zrobimy, spotkamy wiele osób, które zahamują nasze działanie. Niejednokrotnie robi to także nasza rodzina, osoby bardzo ważne, z którymi zawsze będziemy chcieli utrzymywać kontakt. Dlatego właśnie należy umieć rozpoznawać demotywujące działania i nauczyć się odpowiednio na nie reagować.
Dlaczego najbliżsi zniechęcają nas, zamiast motywować?
W pierwszej kolejności należy na to pytanie odpowiedzieć krótko – to kwestia trudna, ale z pewnością nie robią tego celowo. Fakt, że ktoś nas demotywuje, wcale nie oznacza, że pragnie naszej porażki. Odnosi się to zarówno do osób bardzo nam bliskich, jak i tych „dalszych” (znajomi, nauczyciele itd.). Właściwie zupełnie pominę tutaj kwestię ludzi pragnących naszej klęski – prawdopodobnie każdy z nas jest w stanie rozpoznać, gdy ktoś zwyczajnie chce nam podłożyć nogę.
Podkreślmy w tym miejscu, że motywy ludzkiego działania są praktycznie niemierzalne. Nawet badacze zajmujący się tym obszarem życia jednostek, swoje wnioski wysnuwają wyłącznie na podstawie obserwacji zachowań. Warto zatem wcielić się w rolę koleżanki, która mówi ci, że nie dasz rady jednocześnie pracować, pisać pracy dyplomowej i wychowywać dwójki dzieci; mamy, która prosi, byś wybrał gorszą uczelnię, ale blisko domu, bo gdzieś tam w świecie możesz sobie nie poradzić; znajomego z biura, który gorąco odradza ci udział w genialnym projekcie, realizowanym pod skrzydłami niezwykle wymagającego i krytycznego koordynatora… Przykłady można mnożyć. Na pewno i wam urodziło się teraz w głowie jeszcze kilka dodatkowych sytuacji. Co kieruje osobami, które usiłują sprawić, byśmy wcisnęli hamulec?
Troska
Niewątpliwie to ona kieruje słowami i czynami bliskich nam osób. Ludzie, którym na nas zależy, zawsze będą martwić się o nasz byt. Kwestie, których nie widzą (nasza psychika, myśli, energia), są dla nich nienaruszalne, nie mają na nie wpływu i rzadko cokolwiek o nich wiedzą. Dlatego zwracają uwagę przede wszystkim na nasze zdrowie, spokój naszego życia, stabilność finansową oraz pozycję w społeczeństwie (akceptację, przyjaźnie itp.).
Potrzeby
Każdy człowiek musi spełniać swoje potrzeby – myślę, że się ze sobą zgodzimy, prawda? Jednak dla każdego z nas owe potrzeby wyglądają zupełnie inaczej. Odczuwam potrzebę realizacji swoich marzeń (np.: zdobycia umiejętności pilotażu), czucia adrenaliny (jak w czasie skoku ze spadochronem), budowania czegoś własnego (widać to w Colway International) itd. Nigdy nie myślałem o tym, by wygrać wielką sprawę jako prokurator i wprowadzić sprawiedliwość w małym kawałku świata; nie pragnąłem być jak dr House, siedząc do nocy zamknięty w gabinecie, w towarzystwie wyłącznie własnego umysłu, i przekopując tajniki ludzkiego organizmu i trawiących go chorób. Jednak wielu z was z pewnością kiedyś o tym myślało (albo myśli teraz, szukając swojej drogi kariery), jednocześnie nie patrząc w kierunku rozwoju w MLM. Tak, jak różnimy się obieranymi przez nas drogami, tak samo możemy różnić się poziomem potrzeb, do których spełnienia dążymy.
Wszyscy znamy piramidę potrzeb Maslowa, zgodnie z którą najpierw zaspokajamy kwestie dotyczące naszego bytu (potrzeby fizjologiczne i bezpieczeństwa), a następnie odnoszące się do naszej przynależności (bycia częścią jakiejś grupy, akceptacji i miłości. Liczne jednostki zatrzymują się właśnie na tym poziomie.
Powiedzmy sobie od razu – odczytywanie piramidy Maslowa pod kątem hierarchii społecznej, co niestety wiele osób nieświadomie robi, jest błędem. Pracownik fizyczny może sięgać jej szczytu, podczas gdy profesor na uczelni może chcieć niewiele więcej, niż już napisałem. Dowodem na to jest działanie turkusowych organizacji.
Wracając do tematu – dostrzeżenie, że nasi rodzice odczuwają potrzeby do trzeciego czy czwartego stopnia, że nasza najlepsza przyjaciółka, pragnie prestiżu i uznania, ale niekoniecznie rozwoju duchowego, nie jest niczym obraźliwym. Pozwala nam jednak zrozumieć, skąd biorą się ich negatywne wypowiedzi na temat naszych planów, pomysłów czy zamierzeń. Uważają, a może inaczej, po prostu nie dostrzegają potrzeb związanych z samorealizacją, wykorzystywaniem swoich talentów i dokonywaniem wartościowych czynów.
Pamiętajmy jednak, że jesteśmy sobą, a nie kimś innym. Dlatego też to nasze potrzeby i ich spełnianie powinno stać się istotnym celem w naszym życiu. Wybierając własną ścieżkę, nie chcemy jednak palić za sobą mostów. Nie ma takiej potrzeby! Chętnie połączę własną perspektywę i swoje doświadczenia, aby lada moment opisać dla was, w jaki sposób radzić sobie ze zniechęcaniem.
KaMa
[…] niepowodzeń itd. Pisałem o tym dosyć obszernie ostatnio: Hamowani przez innych? Nigdy! Część 1 i Część 2. Nie będę się zatem powtarzał. Dodam tylko – pamiętajcie: No one can […]